Mason #Greenwood jest wolny. Stawiane mu zarzuty zostały wycofane. Rok temu piłkarz został aresztowany. Czy #Manchester #United pozwoli mu wrócić do gdy? 21-
Home Książki Autorzy Izabela Kawczyńska Wydała powieść „Balsamiarka” (2015) oraz zbiory wierszy: „Luna i pies. Solarna soldateska” (2008), „Largo” (2009), „Chłopcy dla Hekate” (2014), „Linea nigra” (2017). Debiutowała opowiadaniem w „Odrze”. Publikowała w „Pograniczach”, „Arteriach”, „Akcencie”, „Dyskursie”, „Tekstualiach”, „Toposie”, „Re:presjach”, „Frazie”, „Blizie”, „Helikopterze”, „8 Arkuszu Odry”, „Dwutygodniku”, „biBLiotece”, „Fabulariach”. Za książkę „Luna i pies” otrzymała II nagrodę w konkursie Złoty Środek Poezji. Jej wiersze tłumaczono na język francuski, niemiecki, angielski i rosyjski. Średnia ocena książek autora 5,4 / 10 258 przeczytało książki autora 345 chce przeczytać książki autora 4 fanów autora Zostań fanem Cytaty Popularni autorzy Flisacy Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe. Hej, tam gdzieś z nad czarnej wody Siada na koń ułan młody. Czule żegna się z dziewczyną, Jeszcze czulej z Ukrainą. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Wiele dziewcząt jest na świecie, Lecz najwięcej w Ukrainie. Tam me serce pozostało, Przy kochanej mej dziewczynie. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Ona biedna tam została, Przepióreczka moja mała, A ja tutaj w obcej stronie Dniem i nocą tęsknię do niej. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Żal, żal za dziewczyną, Za zieloną Ukrainą, Żal, żal serce płacze, Iż jej więcej nie obaczę. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Wina, wina, wina dajcie, A jak umrę pochowajcie Na zielonej Ukrainie Przy kochanej mej dziewczynie Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku.
Translations in context of "powiedział gdyby" in Polish-English from Reverso Context: gdyby powiedział
„Kochajmy muzykę! Kochajmy festiwal Chopin i Jego Europa!” – taki napis wyświetlił się na żelaznej kurtynie w Sali im. Moniuszki po zakończeniu festiwalu w miejsce jego logo. Z fotografią uśmiechniętego dziecka spoglądającego z balkonu i z podpisem „S. Leszczyński”. Nie sądzę, żeby to był jego pomysł, raczej coś na kształt dowcipu z przesłaniem. Ale akurat tych, co byli na sali, nie musi się namawiać, żeby kochali muzykę. A tych, którzy pojawili się po raz pierwszy, zachęcano do tego raczej samą muzyką. Raz lepiej, raz gorzej, ale głównie lepiej. Popołudniowy koncert był jednym z największych przeżyć festiwalu, takim, że po nim z koleżeństwem wzdychaliśmy: jak żyć? Tj. jak pójść na następny koncert, będąc pod takim wrażeniem tego? – Trzeba to jednak wziąć na klatę – powiedział pianofil i w sumie też warto było. Ale po kolei. Cóż można jeszcze dodać do tych dwóch słów: Belcea Quartet. Już wszystko wiadomo. Intensywność, pasja (uderzająca zwłaszcza u prymariuszki), niezwykły dźwięk (tu zwraca uwagę altówka), subtelność, poezja, ale i niepokój, dramat. Wszystko to niezbędne jest do wykonania Kwartetu B-dur op. 130 Beethovena w jedynie słusznej wersji z Wielką Fugą jako ostatnią jego częścią (tak miało być od początku) zamiast dopisanego później finału. Prawdopodobnie miałam do czynienia z jednym z najlepszych wykonań tego utworu, jeden tylko szkopuł: to wszystko było dość kiepsko słychać. Pojedyncze głosy smyczków w przestrzeni sceny TWON gubiły się i zanikały nawet w sektorze A, naprzeciwko muzyków. Przy czym każdy rząd „robił różnicę”, bo po przerwie przesiadłam się z V rzędu do IV i było nieco lepiej, choć wciąż nie tak, jak powinno. Czuję się obrabowana z dużej części walorów tego koncertu. To wszystko – części fugowane (bo poza finałem także pierwsza), dwa scherza niby dowcipne, ale z otchłaniami otwierającymi się w środku, dziwnymi zwrotami, przejmująca Cavatina, która dla mnie jest jakąś muzyką pożegnania, urywane krzyki zwariowanego tematu Wielkiej Fugi – chciałoby się odebrać to w lepszych warunkach. Po przerwie dołączyła Elisabeth Leonskaja i zabrzmiał Kwintet f-moll Brahmsa. Kocham ten utwór miłością wielką, więc mam swoje wymagania co do niego. Wielka dama fortepianu doskonale rozumie i interpretuje Brahmsa, więc wszystko miało odpowiedni nastrój, odpowiedni gest (już pierwsze mocne wejście przesądza o dalszym ciągu), choć czasem zdarzały się jej usterki. O kwartecie jednak nie da się nic takiego powiedzieć. W sumie było pięknie, ale, co ciekawe, tym razem wychodząc z koncertu uczepiła się mnie nie dramatyczna pierwsza część, nie demoniczne scherzo, które widzę jako lot nad przepaścią, nie mgławicowy początek finału (który ma wiele wspólnego z poprzedzającym go kwartetem Beethovena), lecz łagodny, kołyszący śpiew z drugiej, wolnej części. A po drodze jeszcze był przecież bis: Scherzo z Kwintetu Dvořáka. Koncert wieczorny był miłym zaskoczeniem. Znakomicie zabrzmiała orkiestra Filharmonii Narodowej pod batutą Jacka Kaspszyka – dawno nie słyszałam jej w takiej dobrej formie. No i program był ciekawy. Na początek Rapsodia polska Aleksandra Tansmana z 1941 r., pierwszy utwór napisany na emigracji w Stanach Zjednoczonych, w którym kompozytor łączy się myślą ze swoją ojczyzną, pisany „ku pokrzepieniu serc”. Polskie rytmy w ogóle powtarzają się u Tansmana nierzadko. Tu kluczowy jest powolny, melancholijny fragment ze zwolnionym, w tempie marsza żałobnego (tyle że na trzy), Mazurkiem Dąbrowskiego, przełamany przekorną nutą mazurkową z motywem ulubionej przez Tansmana piosenki Umarł Maciek, umarł, w przekornych sekundach i z optymistyczną wymową („gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze”). Później Koncert fortepianowy Karola Rathausa w wykonaniu izraelskiej solistki Yaary Tal – utwór może trochę mniej ciekawy od tych, które znam, głównie orkiestrowych (Muzyka na smyczki, Polonez symfoniczny), ale też interesujący, mający w sobie coś z Bartóka. Historia Rathausa była dość nietypowa, i tu znów popastwię się nad omówieniem programu: (gm) czyli Grzegorz Michalski nie napisał o tym kompozytorze literalnie nic, tyle że, jak Tansman, „rozwijał karierę na zachodzie Europy”. Rathaus właściwie nigdy nie był na ziemiach literalnie polskich: urodził się w Tarnopolu, studiował w Wiedniu, pracował początkowo w Berlinie, później przez chwilę w Paryżu (zanosiło się na karierę w dziedzinie muzyki filmowej), w końcu wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i tam został niezwykle cenionym pedagogiem. W Queens College, gdzie uczył, znajduje się jego archiwum, jeden z budynków nazwano jego imieniem. Warto go u nas przypominać, zwłaszcza że mimo wszystko czuł się również Polakiem. No i koniec z lekka zaskakujący: Benjamin Grosvenor w Koncercie f-moll Chopina. Kilka lat temu ten pianista wydawał mi się mdły. Teraz nie był, o nie. Technicznie szykuje się na następcę Hamelina – macha paluszkami niezwykle sprawnie i efektownie. Koncert grał z pasją, niemal z furią – nic z łagodnego młodzieńczego romantyzmu, zamiast pieśni miłosnej do Konstancji Etiuda Rewolucyjna. Chwilami rąbanka. Cóż, inne spojrzenie. Jedna z koleżanek powiedziała z satysfakcją: pierwszy Anglik, który nie uważa, że Chopin był chory i niemęski. Znów dodam, że orkiestra była świetna, a wejście roku w finale – po prostu urocze. Na bis pianista ponaśladował Horowitza w Etiudzie As-dur Maurycego Moszkowskiego i dodał jeszcze pieśń Bzy Rachmaninowa w autorskim opracowaniu fortepianowym. No i koniec. A tymczasem Orkiestra XVIII Wieku w Studiu im. Lutosławskiego zakończyła właśnie nagrywanie Strasznego dworu i próbuje do koncertów w niedzielę i poniedziałek, inaugurujących I Konkurs Chopinowski na Instrumentach Historycznych. Podobno nowy utwór Szymańskiego się jej spodobał. Bardzo już jestem ciekawa. A przesłuchania rozpoczynają się już we wtorek.

Podczas sobotniej premiery online spektaklu „Koń by też pisał wiersze, gdyby mu dać sto złotych”, opartym na poezji Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, będziecie mieli okazję obejrzeć i usłyszeć uwielbianego Kacpra Kuszewskiego.

zgodaTa strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu. Zakaz publikowania reklam. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy/warunków. Wszystkie materiały są własnością twórców " Kopiowanie i rozpowszechnianie, bez zgody, zabronione. Z pozdrowieniami dla Margaret :) “Umarł Maciek, umarł już leży na desce gdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze” Piosenka biesiadna Jak sobie wyszukałam cały tekst tej przaśnej piosenki, to się nawet nie zdziwiłam, że z pozoru taka niby o tańcach i mazurskiej duszy skocznej, a tak naprawdę jak zawsze chodzi o seks, i na końcu MUSIAŁA być zwrotka o dziurkach i Czytaj dalej Jak kurczaki kupiły sobie rowerek, czyli gdzie jest mój batyskaf “She got the big guns pointed at my heart Bang, bang, shooting like a firing squad Big guns, she blew me away And I went down in flames” Fragment utworu “Big Guns” grupy Skid Row, z albumu “Skid Row”, 1989 Ja może na samym początku nadmienię, że bardzo Państwa przepraszam za długie przerwy i brak nawet głupiej reklamy, ale zarobiona Czytaj dalej Aromat kozy kupię, czyli jak się jeździ na żabie I weź tu, kobieto, wyjdź za Człowieka z Metalu. Zakupy robimy tylko raz w tygodniu, lub rzadziej, więc na stole leży uzupełniana na bieżąco lista zakupów. I dzisiaj przypomniałam sobie, że skończyły się gąbki do mycia naczyń, więc idę dopisać na listę, a tam KTOŚ narysował wielki pentagram. I muszę przepisać całą listę, bo jak ja z czymś takim do Czytaj dalej Jako mąż i nie mąż, czyli o dwóch córkach nosorożca i worku pokutnym w paski “Ale dlaczego JA nie mogę być Administratorem? Ja stąd WSZYSTKO widzę i jestem NAJSZYBKI!” “Laserku, mówi się >najszybszy<” “Pszypszy-rypszy! FOCH!” A Kanionek jeden, miał koziołków osiem… Ale może od początku. Należy więc kategorycznie rozwiać romantyczne złudzenia i zdecydowanie sprostować mity, baśnie, klechdy, podania i wierzenia, tudzież plotki, pogłoski i pomówienia na temat Andrzeja. Długo utrzymywałam Andrzejowe sprawki w tajemnicy, podtrzymując Czytaj dalej Wsiadajcie madonny, czyli karuzela do Szczecina Moje drogie Kółko Oborowe. Oto nadejszła wiekopomna i tak dalej, i wspólnymy siłamy dorobily my się własnego, niepowtarzalnego, jedynego na świecie Forum Obory Kanionka, w skrócie FOK (no co, mnie to akurat bawi). I teraz dwie istotne, albo i cztery, informacje. Pierwsza jest taka, że głównym Adminem Forum został Atos, bo my już na nic nie mamy czasu, a Laser Czytaj dalej Żywym karpiem w pysk bohaterów, czyli o symbolach i problemie z dzióbkiem Więc z tą nieśmiertelnością to jest tak, że skąd ja mam wiedzieć, czyby mi się znudziła, czy nie. Ja optowałam za tym, żebyśmy żyli dłużej, np. pięćset lat. Mogli się więcej nauczyć, zaczynać wszystko kilka razy od nowa (a ja kilkanaście), zwiedzić świat na piechotę, zanurkować w oceanie, dłużej płacić ZUS i podatki, i takie tam. Ale Wy zaraz, że Czytaj dalej

Tłumaczenia w kontekście hasła "Gdyby jeszcze podał" z polskiego na angielski od Reverso Context: Gdyby jeszcze podał mi Pan swoje nazwisko i nazwę Pańskiej Firmy? Umarł Maciek "Idzie Maciek bez wieś" ludowa z Mazowsza d Umarł Maciek, umarł A7i leży na desce, d żeby mu zagrali A7podskoczył by jeszcze, F Cbo w Mazurze taka dusza, d A7 gdy mu grają, to się rusza. d A7 dOj, dana, dana, dana, dana, dana. Położyli Maćkana sam środek wioski,zeszły się do niegokmotry i któż nam tu zaśpiewa,oj, któż nam poda piwa?Oj, dana, dana, dana, dana, dana. Idzie Maciek bez wieś - Yanka Milewska - Mazurek Umarl Maciek, Umarł"Idzie Maciek bez wieś"Idzie Maciek bez wieś z bijakiem za pasem,przyśpiewuje sobie „dana, dana” czasem,a kto mu w drodze stoi, tego pałką bez łeb złoi./bisOj dana dana dana, dana dana da./bisOj, biedaż nam, bieda, bo nasz Maciek chorynie był juz w karczmisku ze cztery wieczoryOj, któż nam kupi piwa, oj, któż nam tu zaśpiwa./bisOj dana...Umarł Maciek, umarł, już leży na desce,gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze,bo w Mazurze taka dusza, gdy zagrają, to się rusza./bisOj dana...Utwór pochodzi z Mazowsza i jest jest to imię pochodzenia hebrajskiego, od słowaMattijjah (dar Jahwe). Oznacza: ten, który jest darem Gromniczna zimę traci, to święty Maciej ją Maciek, umarł, już leży na desce, żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Ja do ciebzie Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe. Gimnastyka przy muzyceZajęcia odbywają się w budynku Szkoły Podstawowej nr 10, ulica Niepodległości 18, sala ćwiczeń na drugim piętrze, we wtorki i czwartki o godzinie Na zajęciach: ćwiczenia wzmacniające kręgosłup, kształtowanie wszystkich partii mięśni, spalanie tkanki tłuszczowej, ćwiczenia z przyborami… Zaprasza serdecznie, Instruktor Agnieszka Dąbrowska 508 110 567 Tłumaczenia w kontekście hasła "gdyby udało mu" z polskiego na angielski od Reverso Context: Gdyby udało mu się zdobyć dla nas punkt, znów bylibyśmy mistrzami.
Jakże żywotne były stare pieśni i piosenki, śpiewane podczas domowej krzątaniny, przy pracy, wieczorami, gdy światło naftowej lampy lub słabej, migotliwej żarówki walczyło ze zmrokiem. Ich kanon obejmował utwory ludowe i przede wszystkim - patriotyczne. Ot, takie śpiewy historyczne na codzienne potrzeby. Jeszcze w późnych latach czterdziestych można było przenieść się w dziewiętnaste stulecia, słuchając głosów niosących się w przednocnej ciszy:Za Niemen hen precz, hen precz!Koń gotów i zbroja,Dziewczyno ty daj mieczZa Niemen, za Niemen. I po cóż za NiemenNie przylgniesz tam sercem. Cóż wabi za Niemen?Czy kraj tam piękniejszy, kwiecistsza tam błoń,Czy milsze dziewoje, że tak spieszysz doń?Nie spieszę do dziew, do dziew!Ja spieszę na godyCzerwone pić miody,Moskiewską lać była żywotność tych pieśni - trwały od pokoleń, od czasów powstań, czasów narodowej żałoby i czarnych krzyżyków, które jeszcze tu i ówdzie leżały w szufladach, w szkatułkach, w zapachu paczuli. Patriotyczna biżuteria na krótko miała zmartwychwstać po grudniu 1981 r. Kobiety znów zaczęły nosić czarne krzyżyki ze srebrnym historycznym pieśniom towarzyszyły ludowe piosenki, zaadaptowane przez miasta, oswojone. Na przykład o Maćku, który umarł:Umarł Maciek, umarł,Leży już na mu zagrali,Podskoczyłby matka od czasu do czasu podśpiewywała:Tańcuj macha, dam ci piróg,tańcuj macha, dam ci mi mama dała,Drugiego jeszcze pamięta macha - ludowy taniec Jednak w domowym śpiewniku przeważały piosenki wojskowe. Śpiewano o szarej piechocie:Nie noszą lampasów, lecz szary ich strój,Nie noszą ni srebra, ni złota,Lecz w pierwszym szeregu podąża na bójPiechota - ta szara strzelcy, maszerują,Karabiny błyszczą, szary strójA nad nimi drzewa salutują,Bo za naszą Polskę idą w nie piechota władała masową wyobraźnią, nie piechota wprawiała w drżenie panieńskie serca, nie piechota budziła rzewne wspomnienia. Musiała ustąpić miejsca ułanom. To o nich śpiewano najwięcej pieśni. To oni na tysiącach obrazów (prawie kossakach...) w tysiącach polskich domów poili konie, uśmiechali się do dziewcząt z buziami jak maliny, gonili wystraszonych, paskudnych ta szczególna miłość, szczególna fascynacja konnicą? Z historii? Z husarskich szarży? Z lektury Sienkiewicza i Gąsiorowskiego? A może z przedwojennego kultu archaicznego już, ale niezwykle malowniczego rodzaju broni?Do szwoleżerskiej, do ułańskiej tradycji dołączyła jeszcze jedna - legionowa. I chociaż nie wszyscy rówieśnicy moich rodziców byli miłośnikami Piłsudskiego, to znakomita ich większość - zwłaszcza kobiety - nuciła legionowe pieśni. Rozbrzmiewała więc "Pierwsza Brygada", dzisiaj grana od wielkiego dzwonu, wtedy domowa, codzienna:Legiony to - rycerska nuta,Legiony to - ofiarny stos,Legiony to - żołnierska to - straceńców los!My, Pierwsza Brygada,Strzelecka gromada,Na stosRzuciliśmy swój życia losNa stos - na stos!Doskonale pamiętam z dzieciństwa piosenkę "Leguny w niebie", jedyną chyba z legionowego repertuaru, jaka znalazła się w filmie. Przez niedopatrzenie cenzury, może z powodu luk w wiadomościach cenzora, śpiewano ją w "Jak rozpętałem II wojnę światową":Siedział święty Piotr przy bramie, oj rety,Czytał se komunikaty z gazety,Wtem ktoś szarpnął bramą złotą,Pyta święty klucznik: "Kto to?"Leguny, my z frontu leguny!Ułańskie, legionowe piosenki bywały podniosłe, patriotyczne i jednocześnie żartobliwe, nawet frywolne. Niekiedy wręcz nie nadawały się do śpiewania w salonie. Zwłaszcza niektóre żurawiejki, przyśpiewki ułańskich pułków, bardziej pasujące do mocno zakrapianego męskiego towarzystwa niż do popołudniowej herbatki u czcigodnej cioci. Chociaż kto wie, może ciotuchna udawałaby zgorszenie, w głębi serca tęskniąc za młodością. I za ułanami W żurawiejkach nie unikano mocnych słów. O ułanach z Grudziądza śpiewano:Dupy mają jak z mosiądza,To ułani są z słowo na czwartą literę alfabetu znalazło się też w żurawiejce poświęconej wileńskiemu pułkowi:Księżyc w czole, w dupie gwiazdaTo tatarska nasza tak dalej, i tak dalej, czasami nawet jeszcze gorzej, a każda żurawiejka kończyła się dwuwierszem:Lance do boju, szable w dłoń,Bolszewika goń, goń, goń!ANDRZEJ KOZIOŁJuż w**najbliższy wtorek, 14 sierpnia, są szanse na**to, że w**naszych domach znów zabrzmią stare, dobrze niegdyś znane melodie. Wraz z**"Dziennikiem Polskim" można**będzie kupić płytę z**legionowymi piosenkami nagranymi przez "Loch Camelot" pod**wodzą Kazimierza Madeja. Oprócz nagrań znajdą się na**niej także teksty piosenek. Po**to, aby -**jak za**dawnych czasów -**każdy mógł je zanucić *** Płyta dołączana do części nakładu na terenie Krakowa i powiatów wokół Krakowa.**
Tekst piosenki . Hej, od Krakowa jadę W dalekie obce strony, Bo mi nie chcieli dać, hosadyna, Dziewczyny ulubionej. Hej, szerokim gościńcem, Hej, jedzie wóz za wozem.
Wojna rosyjsko-gruzińska, w czasie której polski prezydent zaprezentował się jako regionalny przywódca środkowoeuropejski, zbiegła się w czasie z początkiem politycznej ofensywy mającej podreperować spadające notowania Lecha Kaczyńskiego i dać mu nadzieję na ponowny sukces w wyborach. A może nawet nie zbiegła się, lecz była tej ofensywy katalizatorem? Nieważne. Tak czy inaczej Kaczyński, od wielu miesięcy tkwiący na politycznej mieliźnie, złapał wiatr w żagle. Jakkolwiek zabrzmi to cynicznie i okrutnie wobec mieszkańców Kaukazu, ginących pod bombami i zmuszanych do ucieczki z ostrzeliwanych domów, polityczni sztabowcy czuwający nad wizerunkiem polskiego prezydenta zapewne odebrali gruzińską wojnę jako prawdziwy dar niebios. Strzały w Osetii rozległy się na kilka dni przed świętem Wojska Polskiego, kiedy prezydent tradycyjnie występuje w roli narodowego stratega i dowódcy armii – przyjmuje defiladę, awansuje oficerów, wygłasza patriotyczne przemówienia o bezpieczeństwie narodowym. Błyskawicznie zorganizowana wyprawa do Tbilisi pomogła Kaczyńskiemu uwiarygodnić się w tej roli. Jeszcze rok temu widok obecnego prezydenta na tle kolumn czołgów i maszerujących żołnierzy często budził uśmieszki i wywoływał złośliwe komentarze. Jednak dziś nawet zaciekli jego przeciwnicy powstrzymywali się od złośliwości. Ani sam Lech Kaczyński w wojskowym sztafażu nie wydaje się tak kuriozalny jak jeszcze kilka tygodni temu, ani militarne zagrożenie Polski nie jawi się już jako abstrakcja rodem z innego świata i odległych epok. Rosyjska inwazja na Gruzję uświadomiła Polakom, że mroczne strachy przeszłości, wyrażone w przeklętej polskiej wyliczance „wejdą? nie wejdą?”, mogą jeszcze ożyć. 20 lat po jesieni ludów okazało się, że trup imperium na Wschodzie nie jest tak całkiem martwy. Gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Polskie poczucie bezpieczeństwa jest zjawiskiem świeżej daty, a płynąca z niego pewność siebie zakorzeniła się w społeczeństwie bardzo płytko. Doświadczenia minionych pokoleń – rozbiory, zabory, okupacje – sprawiły, że wyczulenie i intuicja Polaków są wyostrzone do granic obsesji i nawet najlżejszy sygnał, przypominający o potencjalnym zagrożeniu ze strony sąsiadów, każe bić na trwogę i wznosić modły: „Pod twoją obronę uciekamy się, wielka, silna Ameryko”. Wystarczyły więc zaledwie dwa tygodnie kryzysu kaukaskiego, by powoli narastające w ostatnich kilku latach w polskim społeczeństwie trendy pacyfistyczne i antyamerykańskie odwróciły się w mgnieniu oka o 180 stopni. Skokowo wzrosła aprobata Polaków dla bliskiej współpracy militarnej z USA i dla instalacji tarczy antyrakietowej. Wystąpienia polityków lewicy, sprzeciwiających się tarczy i zacieśnieniu więzów z Ameryką, brzmią dziś anachronicznie, jak skamieniały relikt z epoki lodowcowej, i kompletnie nie przystają do nastrojów społecznych. Odwrót od antyamerykanizmu i renesans myślenia w kategoriach euroatlantyckich to nie tylko polska specyfika. Brutalny najazd na Gruzję zaszokował całą Europę i obudził w niej uśpione lęki z epoki zimnej wojny. Wbrew temu, co twierdzą eurosceptyczni radykałowie (licznie reprezentowani choćby na łamach „Rzeczypospolitej”), Europa nie zareagowała na rosyjską inwazję lękliwie, ugodowo, niezdecydowanie. Przeciwnie – dawno już nie mieliśmy okazji obserwować tak kategorycznej reakcji. Od czasów ZSRR nie słyszeliśmy czołowych polityków europejskich porównujących posunięcia Kremla do polityki hitlerowskich Niemiec ani nie obserwowaliśmy takiego zwarcia szeregów. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy niemieckiego kanclerza, który demonstracyjnie jedzie do państwa wojującego z Moskwą i tam rzuca Kremlowi w twarz: „Gruzini wejdą do NATO, jeśli tego zechcą, a właśnie tego chcą”. A jeszcze na ostatnim szczycie NATO Niemcy sprzeciwiali się przyjęciu Gruzji. Rzecznicy polityki prorosyjskiej zostali w Europie zagłuszeni i postawieni do kąta, z którego nawet nie śmią się głośniej odezwać (wyjątkiem ekscentryczny Vaclav Klaus, do niedawna ulubiony sojusznik Lecha Kaczyńskiego). Pytanie zatem brzmi: dlaczego tak wielu polskich publicystów usiłuje wmówić czytelnikom, że jest odwrotnie niż jest? Dlaczego tylu prawicowych komentatorów i polityków opowiada bajki, że Europa prowadzi wobec Moskwy kunktatorską politykę ustępstw? Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Ano, tylko dlatego, że taki fałszywy opis rzeczywistości jest potrzebny dla uzasadnienia postulatu, by Polska ustawiła się w opozycji do Europy, by kontestowała jej jedność i integrację, by blokowała przyjęcie traktatu lizbońskiego. – Nie integrujmy się z Europą, bo to zbiorowisko prorosyjskich mięczaków, którzy nie chcą bronić Gruzji, a gdy przyjdzie co do czego, to i nas zostawią w biedzie – sugerują eurosceptycy. Także i oni całkowicie rozmijają się z nastrojami Polaków, którzy w zdecydowanej większości wykazują zdrowy rozsądek i podobnie jak większość Europejczyków instynktownie popierają zwieranie szeregów Zachodu. Poczucie zagrożenia ze strony odradzającego się imperializmu rosyjskiego sprawiło, że polska antyrosyjskość i proamerykańskość nie są dziś w Unii dysonansem i nie rodzą konfliktów, jak to miało miejsce w okresie interwencji w Iraku. Wówczas Polska, popierając USA, była przez Paryż czy Berlin postrzegana jako czarna owca czy raczej osioł trojański Waszyngtonu. Dziś jednak stan ducha i umysłu Europy jest odmienny. Z tego powodu buńczuczne wystąpienie Kaczyńskiego w Tbilisi nie wywołało skandalu. W pierwszym momencie wydawało się, że przemówienie utrzymane w tonacji „lance do boju, szable w dłoń” spotka się z miażdżącą krytyką europejskich sojuszników. Rychło się jednak okazało, że część z nich potępia działania Moskwy w sposób równie, o ile wręcz nie bardziej radykalny (przykładem szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt, który sięgnął po analogię z III Rzeszą). W dodatku sama Moskwa postarała się dostarczyć swym krytykom kolejnych argumentów uzasadniających tak ostre sformułowania. Już po przemówieniu Kaczyńskiego oddziały rosyjskie przekroczyły granicę Osetii i bezceremonialnie zaczęły panoszyć się po terytorium Gruzji „właściwej”, niszcząc infrastrukturę i rabując. W obliczu takich faktów mniej czy bardziej prowokacyjne sformułowania polskiego prezydenta przestały razić, więcej – przestały kogokolwiek obchodzić. I na tym właśnie polega największy problem wyprawy do Tbilisi. W skali europejskiej okazała się przedsięwzięciem bez większego znaczenia. Wprawdzie Lech Kaczyński utrzymuje, że jego wystąpienie przyczyniło się do zmiany postawy polityków europejskich i że ich obecna radykalizacja jest jego zasługą, ale nie ma na to żadnych dowodów. Wydaje się raczej, że Europa usztywnia kurs wobec Rosji w odpowiedzi na działania Kremla, a słowa Kaczyńskiego spłynęły po niej jak woda po kaczce. A szkoda. Polski prezydent zmarnował okazję, aby nie tylko pojechać do Tbilisi i użyć ostrych słów, ale także zaprezentować się światu w roli wizjonera i męża stanu wytyczającego kierunki polityki europejskiej. Europa bowiem – zresztą nie tylko Europa, lecz także każda społeczność międzynarodowa – lubi i ceni politykę konstruktywną i kreatywną, która tworzy nowe jakości i wskazuje nowe ścieżki. Która buduje świat wolny od napięć i pomaga trwale wygasić ogniska zapalne. Jadąc do Tbilisi w towarzystwie przywódców środkowoeuropejskich, Kaczyński miał w kieszeni przepustkę do panteonu architektów ładu międzynarodowego, ale nie wyciągnął jej, ograniczając się do wygłoszenia banalnego przemówienia wzywającego do walki z „odwiecznym wrogiem Zachodu”. Wbrew temu, co twierdzą eurosceptyczni radykałowie, Europa nie zareagowała na rosyjską inwazję lękliwie. Przeciwnie – dawno już nie było tak kategorycznej reakcji Tymczasem mógł się zaprezentować jako ekspert od trwałego rozwiązywania konfliktów na terenach etnicznie mieszanych, takich jak Kaukaz. I jako eksporter pewnego modelu, który sprawdził się już w Europie Środkowej. Zachód jak ognia boi się takich ognisk zapalnych i nie wie, jak z nimi postępować. Często więc uważa, że wkroczenie tego czy innego mocarstwa jest mniejszym złem. Wprawdzie to okupacja, ale przynajmniej jest spokój – myśli wielu mieszkańców Europy i Ameryki, patrząc na takie rejony. Jak ironizowała Szymborska, narody małe rozumieją mało, więc trzeba im powiedzieć, co mają robić. Polska i inne państwa Europy Środkowej swoje wysokie notowania po 1989 r. i szybkie przyjęcie do struktur euroatlantyckich zawdzięczają właśnie temu, że udało się im przełamać ten zaklęty krąg historycznych konfliktów i animozji. W minionym stuleciu Europa Środkowa kilkakrotnie okazywała się punktem tak samo zapalnym jak Bałkany czy Kaukaz, tymczasem dziś jest wzorem stabilności i spokoju. Prezydenci z tej części świata, występując na wiecu w Tbilisi, powinni byli oświadczyć: – Wiemy, jak to się robi, i proponujemy, by nasze recepty zaaplikować Kaukazowi. Chcemy doprowadzić do kompromisu między tutejszymi narodami. Oczywiście nie bądźmy naiwni – nie oznacza to, że po takim wystąpieniu Abchazi, Osetyjczycy, Gruzini i przedstawiciele innych narodów ochoczo przystąpiliby do przyjaznych rozmów. Tym bardziej, że godziłoby to w interesy Rosji, podsycającej wzajemną wrogość i żywiącej się tutejszymi konfliktami. Jednak pierwsze ziarno zostałoby posiane, a w stolicach Zachodu odnotowano by: warto uważnie wsłuchiwać się w głosy płynące z Warszawy, bo tam rodzą się naprawdę niezłe pomysły. Sęk w tym, że znakiem firmowym polityki Kaczyńskich (Jarosław pozostaje dziś w cieniu, ale nie ulega wątpliwości, że ma decydujący wpływ na posunięcia brata) jest nie tonowanie napięć, lecz wskazywanie wroga. Ten zabieg kilkakrotnie okazał się skuteczny w polityce wewnętrznej. Kaczyńscy wykazują niebywałą zręczność, gdy trzeba podzielić społeczeństwo, wyostrzyć emocje, zmobilizować zwolenników i wzmóc niechęć do przeciwników. Tę receptę polski prezydent zastosował też w Tbilisi. Jego przemówienie oczywiście podbudowało emocjonalnie uczestników tamtejszego wiecu i trafiło do przekonania tym Polakom, którzy skłonni są wznieść dzisiaj pieśń „Raduje się serce, raduje się dusza, kiedy Lech Kaczyński na Moskala rusza”. Ale w polityce międzynarodowej był to strzał chybiony. Kogo w Europie miałyby poruszyć słowa Kaczyńskiego? Opinia publiczna Polski i Gruzji zgodnie dziś przyznaje, że polski prezydent okazał się przywódcą odważnym. Ale czy również mądrym, roztropnym i kreatywnym? Tu zdania są już podzielone. Na pewno nie zaprezentował się światu jako polityczny wizjoner i mąż stanu naprawdę wielkiego formatu. Dlaczego? Może po prostu nim nie jest. W powyższych rozważaniach słowem nie wspomniałem o kontrowersjach związanych z tarczą antyrakietową. Nie przypadkiem. Kłótnia w tej sprawie między PO i PiS była konfliktem pozornym, wyreżyserowanym na użytek opinii publicznej. Ani Tusk nie chciał tarczy utrącić, jak twierdzą politycy PiS, ani Kaczyński nie chciał do tarczy dopłacić, jak twierdzą politycy PO. Jedynym punktem autentycznie spornym była kłótnia, kto w czasie ceremonii będzie stał bliżej pani – Donek czy Leszek. Obaj chłopcy prawie się o to pobili, a potem w szatni pewnie jeszcze okładali się workami. Autor jest zastępcą redaktora naczelnego tygodnika „Newsweek”
Skowronek (Wśród zielonych zbóż) Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe.
„Umarł Maciek, umarł, Już leży na desce... Gdyby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze. Bo w Mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza.” Słowa tej starej piosenki ludowej wybrzmiały ze sceny Teatru Miniatura w 1962 roku - przed publicznością po raz pierwszy 12 czerwca, podczas prapremiery spektaklu „Bo w Mazurze taka dusza”. Przez następnych 25 lat tytuł nie schodził z repertuaru gdańskiego teatru, stając się jednym z najgłośniejszych - do dziś - w historii Miniatury. Obsypany wieloma nagrodami, święcił triumfy nie tylko w naszym mieście, ale i na całym świecie. Jednak, choć może trudno w to uwierzyć, ponad 50 lat temu nikt się nie spodziewał, że ten pełen folkloru i ludowych odniesień spektakl w reżyserii Natalii Gołębskiej (przy współpracy Michała Zarzeckiego), na podstawie jej debiutanckiego tekstu, odniesie taki sukces. Sama twórczyni przyznała, że sztukę przygotowała na specjalną okazję i nie podejrzewała, że będzie wystawiana więcej niż kilka razy. Tymczasem widzowie w Gdańsku pokochali folklorystyczne widowisko opowiadające o losach polskiego narodu, tekstem inspirowanym twórczością etnografa i folklorysty Oskara Kolberga, autora utworów i bajek Jerzego Zaborowskiego czy księdza-poety Józefa Baki. Przede wszystkim zaś publiczność zachwyciły zaprojektowane przez Alego Bunscha, ówczesnego dyrektora gdańskiej Miniatury (funkcję tę pełnił w latach 1956-1961) i cenionego scenografa, lalki - 50 pacynek, kukieł i jawajek w strojach ludowych o dopracowanych szczegółach i detalach, a więc z halkami, chustkami, serdakami, itd. Lalki przez 25 lat „pracowały” na scenie, animowane przez grono znakomitych lalkarzy, Aleksandra Skowrońskiego, Józefinę Unczur czy Henryka Zalesińskiego, a potem trafiły do magazynu. Teraz, po 30 latach znów jest szansa je zobaczyć na scenie. Wystąpią w specjalnym, jubileuszowym spektaklu o nieprzypadkowym tytule „Taka dusza”, inspirowanym słynnym „Bo w Mazurze taka dusza”. Spektakl zobaczymy na Dużej Scenie Teatru Miniatura po raz pierwszy w sobotę, 16 grudnia, 2017 r. - To było największe osiągnięcie w historii Teatru Miniatura, przedstawienie absolutnie kultowe, na którym wychowały się całe pokolenia gdańszczan - podkreśla Mieczysław Abramowicz, autor scenariusza i reżyser spektaklu „Taka dusza”, który - o czym nie każdy pamięta - w latach 70. sam był aktorem w Miniaturze, a później kilkukrotnie reżyserował tutaj spektakle. Jaki będzie najnowszy spektakl Abramowicza? Reżyser zdradza, że przybierze on formę próby teatralnej. Dzięki tej formule publiczność będzie mogła zobaczyć, na czym polega teatr lalek. Twórcy odsłonią całe zaplecze teatru, zdradzą, jak powstają poszczególne sceny, czym zajmują się i jak pracują choreograf, kompozytor, scenograf, reżyser czy inspicjent. - Widzowie będą świadkiem nie tyle przedstawienia, ale próby do spektaklu jubileuszowego na 70-lecie teatru lalek na Wybrzeżu. Tym „próbowanym” przedstawieniem będzie właśnie „Bo w Mazurze taka dusza”. Nawiążemy do tego historycznego spektaklu dwiema scenami - tłumaczy Abramowicz. - Nie zabraknie też anegdot związanych z tamtym spektaklem, bądź przeszłością samej Miniatury. Do historii teatru, a dokładniej do słynnych projektów Alego Bunscha nawiązywać będzie także scenografia, którą zaprojektował Przemysław Klonowski - scenograf, teatrolog i reżyser operowy. W spektaklu nie zagrają niestety wszystkie oryginalne lalki, ale uzupełnią lalki wykonane współcześnie, na wzór tych do spektaklu skomponował Jerzy Stachurski, poeta, pedagog i kompozytor, który przez wiele lat był związany z Teatrem Miniatura. Wystąpią: Jolanta Darewicz, Edyta Janusz-Ehrlich, Jacek Gierczak, Agnieszka Grzegorzewska, Piotr Kłudka, Jacek Majok, Hanna Miśkiewicz, Jadwiga Sankowska, Wojciech Stachura, Joanna Tomasik, Andrzej Żak i Magdalena Żulińska. Premiera uczci aż kilka jubileuszy: wspomnianą 70. rocznicę teatru lalkowego w Gdańsku i zarazem pierwszego występu marionetkowego we Wrzeszczu; 65. rocznicę objęcia dyrekcji teatru lalek przez Alego Bunscha; 60. rocznicę nadania teatrowi nazwy „Miniatura” i wreszcie - 55. rocznicę prapremiery spektaklu „Bo w Mazurze taka dusza”, nie wspominając o innych rocznicach i mniejszych jubileuszach. Z tego względu, spektaklowi towarzyszyć będzie odsłonięcie tablicy upamiętniającej pierwszą premierę Wileńskiego Teatru Łątek w Gdańsku, od którego Teatr Miniatura wziął swoje początki (miała miejsce w obecnym budynku Opery Bałtyckiej, na I piętrze). Odsłonięcia dokona Grażyna Kilarska, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz i sekretarz stanu Jarosław Sellin, który objął obchody honorowym patronatem. Wręczone zostaną także nagrody i wyróżnienia, brązowa Gloria Artis dla Teatru Miniatura za całokształt pracy. Premiera (tylko na zaproszenia) spektaklu „Taka dusza” odbędzie się na Dużej Scenie Teatru Miniatura (Gdańsk, al. Grunwaldzka 16) w sobotę, 16 grudnia. Dzień później - w niedzielę, 17 grudnia, w tym samym miejscu odbędzie się pokaz specjalny otwarty dla widzów. Początek o godz. 17. Kolejny - i jak na razie jedyny zimowy pokaz odbędzie się w niedzielę, 28 stycznia, również o godz. 17. Bilety: normalny 24 zł, ulgowy 20 zł. Spektakl przeznaczony jest dla widzów od 10. roku życia. Przy okazji tego niespotykanego, zwielokrotnionego jubileuszu przypominamy o trwającej w Oddziale Sztuki Nowoczesnej - Muzeum Narodowego w Gdańsku (Pałac Opatów, ul. Cystersów 18) wystawie „Od marionetek do robotów. Historia teatrów lalkowych w Gdańsku”, gdzie także można oglądać marionetki, które przed siedemdziesięcioma laty przyjechały z Wileńskim Teatrem Łątek do Gdańska, co było momentem przełomowym dla Teatru Miniatura. Był pierwszym teatrem lalkowym, który pojawił się w naszym mieście po wojnie. Prowadziła go Olga Totwen i jej dwie córki: Ewa i Irena. Swoje spektakle marionetkowe zaczęły prezentować regularnie od października 1947 roku, a w grudniu odbyła się pierwsza przygotowana od początku do końca w Gdańsku premiera - „Najszczęśliwsza z sióstr” według Ewy Szelburg-Zarembiny. W 1950 roku teatr został upaństwowiony i to wtedy właśnie pojawił się tam duet, który stworzył markę Miniatury - dyrektor i scenograf Ali Bunsch i reżyserka Natalia Gołębska. Dwa lata później teatr przyjął nazwę Państwowy Teatr Lalek, a 12 lat później, już jako „Miniatura” stał się miejscem premiery przedstawienia „Bo w Mazurze taka dusza”. - Bez Łątek nie byłoby Miniatury - mówi dziś Romuald Wicza-Pokojski, dyrektor Teatru Miniatura. Na wystawie można również obejrzeć jawajki zaprojektowane w 1962 roku przez Bunscha, lalki zaprojektowane przez Gizelę Bachtin-Karłowską do opowieści o „Ilii Muromcu” (1967 r.) czy „Diabelskich skrzypiec” (1978 r.), czy lalki i maski do wielu innych spektakli granych w Miniaturze przez 60 lat - w tym także gliniane figurki do nagrodzonego ostatnio na festiwalu w Opolu spektaklu „Krzyżacy”, według Henryka Sienkiewicza. Wystawa trwa do 15 stycznia 2018 r.
  • Ուве убሗнт
  • ቷусιዶሑф ቨухрሹцቃд иρ
  • Εбοሜխшехխв ф р
    • Оጭяհоቮօ лፁнтትቴитв кዖσиρиф
    • ኼфኾшασըνул հሁтοжըጢ
FQ1IE.
  • xws8p0eayb.pages.dev/57
  • xws8p0eayb.pages.dev/41
  • xws8p0eayb.pages.dev/2
  • xws8p0eayb.pages.dev/35
  • xws8p0eayb.pages.dev/87
  • xws8p0eayb.pages.dev/33
  • xws8p0eayb.pages.dev/22
  • xws8p0eayb.pages.dev/58
  • gdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze